4/30/2013

Wiosenny rumieniec z Astor

Kosmetyk ten od razu skradł moje serce. Już patrząc na zdjęcia wiedziałam, że będzie wyglądać świetnie. Moje przypuszczenia okazały się jak najbardziej słuszne. Po otworzeniu paczki z nagrodami pochodzącymi z rozdania na blogu kosme-freak ucieszyłam się jeszcze bardziej, że od teraz należy do mnie, a szczyt radości nadszedł, kiedy wylądował na moim licu. Róż Astor Skin Match w odcieniu Peachy Coral (nr 002), bo o nim mowa, to trio składające się z 3 części - matowej, z drobinkami oraz satynowej. Na policzkach daje efekt zdrowego, delikatnego rumieńca, z możliwością stopniowania nasycenia oraz docelowego odcienia - raz może być bardziej różowy, innym razem bardziej brzoskwiniowy. Cudo!


Pojemność:
8,25g

Cena:
ok. 35 zł

Składniki:
MICA, TALC, DIMETHICONE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, MAGNESIUM STEARATE, ALOE BARBADENSIS LEAF EXTRACT, PHENOXYETHANOL, CAPRYLYL GLYCOL, [May Contain/Peut Contenir/+/-:TITANIUM DIOXIDE (CI 77891), D&C RED NO. 30 (CI 73360), D&C RED NO. 7 CALCIUM LAKE (CI 15850), FD&C BLUE NO. 1 ALUMINUM LAKE (CI 42090), IRON OXIDES (CI77491, CI 77492, CI 77499) ,ULTRAMARINES (CI 77007)]

Kilka słów od producenta:
Róż SkinMatch podkreśla rysy twarzy a także nadaje jej naturalnego koloru. Dzięki swojej formule długo utrzymuje się na skórze. Wszystkie odcienie różu zostały specjalnie dobrane do zestawu tak, aby idealnie się uzupełniały. Miękki, jedwabisty i delikatny róż prasowany bardzo łatwo się nakłada, nadając twarzy zdrowego, naturalnego i czarującego blasku.  

  • Modeluje i rozświetla twarz
  • Nadaje naturalnego blasku
  • Utrzymuje się do 9 godzin
  • Łatwy w użyciu
  • Testowany dermatologicznie
  • Nie zawiera parabenów
  • Posiada delikatną konsystencję
Źródło: astorcosmetics.com

Moja opinia:
Kosmetyk ten otrzymujemy w plastikowym, dwuczęściowym opakowaniu z lusterkiem i pędzelkiem. Z dołączonego pędzla nie korzystałam, gdyż mam swojego ulubieńca do różu z EcoTools. Mogę jednak stwierdzić, że ten, który otrzymujemy w zestawie, jest miękki, jednak dość niewielki i płaski, zatem średnio sprawdzi się do aplikacji różu. Może okazać się idealny do precyzyjnej aplikacji np. bronzera. Samo opakowanie jest porządnie wykonane, nic nie lata, nic się nie chybocze, nie pęka.
Jeśli chodzi o róż, to tak jak pisałam, składa się z 3 części. Najjaśniejsza jest matowa. Środkowa, najbardziej różowa, zawiera niewielkie, błyszczące drobinki. Natomiast ostatnia, bardziej brzoskwiniowa jest satynowa. Kosmetyk jest bardzo dobrze zmielony, miękki. Łatwo nabiera się na pędzel i aplikuje na policzki. Nie tworzy plam. Bez problemu się go rozciera. Efekt od razu nie jest intensywny, pigmentacja należy do średniej, dlatego można stopniować natężenie koloru. Wygląda bardzo naturalnie. Drobinki zawarte w środkowej części są bardzo delikatne, nie tworzą tandetnego błysku.
Róż trzyma się na polikach cały dzień w prawie nienaruszonym stanie. Nie podrażnia. Nie uczula. Fajnie aplikuje się zarówno na sam podkład jak i na puder. Odcień można swobodnie zmieniać, od typowo różowego, po nieco bardziej brzoskwiniowy, koralowy.

Róż Peachy Coral + bronzer pod kością policzkową

Odkąd mam go w swoim kosmetycznym zbiorze, bardzo rzadko sięgam po inny róż. Ten w 100% spełnia moje oczekiwania. Będzie pasował zarówno blondynkom jak i brunetkom. Świetnie wygląda solo, współgra też z bronzerami. Serdecznie jeszcze raz dziękuję Martynie, za zorganizowanie rozdania i wrzucenia tego produktu do paczki z nagrodami! ☺

Co sądzicie o Peachy Coral? A może wolicie któryś z pozostałych dwóch odcieni? 

Pozdrawiam, Klaudia.

4/28/2013

Tydzień w zdjęciach #1

Coraz ładniej, coraz cieplej, coraz więcej rzeczy do zrobienia, coraz mniej czasu - tak mniej więcej mogę podsumować ten tydzień. Nagromadzenie różności, spraw odłożonych na później, na ostatnią chwilę. Najchętniej usiadłabym na leżaku, założyła okulary przeciwsłoneczne i  nie robiła absolutnie nic, oprócz siedzenia. Niestety, nie ma takiej opcji. Byle do lipca...  Na szczęście znajdzie się chwila na poszukanie inspiracji w naturze, odkurzenie ulubionych krążków i zjedzenie porządnego śniadania ( co w przypadku większości moich poranków graniczy z cudem).



1. Niebo i kapka brokatu.
2. "Być albo nie być, to wielkie pytanie."
3. Odkurzam mroczne czasy R.
4. Śniadanie mistrzów?
5. Nad rzeczką, opodal krzaczka...
6. Tak pachnie chwila relaksu.
7. Mokro i zimno.

Mam nadzieję, że Wasz tydzień był udany. Pozdrawiam ciepło i życzę miłej niedzieli.
Klaudia


4/26/2013

Chciałabym, chciała

Gdybym wygrała milion w totka, jakąś część wygranej przeznaczyłabym na kosmetyki. Co do tego nie mam żadnej wątpliwości. Niestety, milionerką nie nie jestem (na razie☺), w totka jakoś nigdy szczęścia też nie mam. Więc pozostaje mi jedynie pomarzyć. Co kupiłabym w pierwszej kolejności? Oto moja mała "chciejlista".

Reb'l fleur by Rihanna
Źródłó: defpenradio.com



Absolutnie niesamowity zapach. Słodki, kobiecy, zalotny, nieprzytłaczający - dla mnie - idealny. Mogłabym delektować się nim godzinami. Również opakowanie przyciąga wzrok - kształt odwróconego obcasa, czegoś takiego chyba jeszcze nie było.



Benefit, Hoola

Źródło: benefitcosmetics.com

Na temat tego kosmetyku nie muszę pisać wiele. Absolutny klasyk. Ulubieniec tysięcy kobiet. Ja wciąż szukam tańszego odpowiednika, matowego, nie pomarańczowego, jednak ciężko o taki produkt. Mówi się, że jest nim Honolulu od W7, jednak moim zdaniem widoczna jest różnica.



Sleek, Au Naturel
Źródło: cocolita.pl
Jako że nie jestem asem makijażu, to taka paleta klasycznych cieni wydaje się być idealną. Au Naturel zyskała sympatię kobiet. Cienie są dobrej jakości, porządnie napigmentowane, długo utrzymują się na powiece. Ja nie znoszę poprawiania makijażu w ciągu dnia, dlatego te walory są dla mnie bardzo istotne.



Essie, Good to go



Kolejny klasyk. Ileż to ochów i achów na jego temat krąży w sieci! I nawet to, że rzekomo gęstnieje już w połowie buteleczki nie umniejsza w zbyt dużym stopniu jego zasługom. Ja po przejściach z produktem Eveline ponownie przekopałam blogi w poszukiwaniu naprawdę dobrego top coatu i co rusz natrafiałam na Essie.


Chanel, Horizon



Zwieńczenie mojej listy. Różowa perełka. Odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy, już wiem, jak wygląda mój ideał. I nie chodzi tutaj w fakt, że jest to Chanel, bo akurat sama marka nie robi na mnie większego wrażenia po testach mascary Sublime (kiedy to wywnioskowałam, że marka z najwyższej półki nie zawsze daje gwarancję świetnej jakości produktu). Po prostu dobór odcieni i design idealnie trafiają w moje gusta.


Mam nadzieję, że powoli, ale sukcesywnie uda mi się wejść w posiadanie każdego z tych kosmetyków. A wtedy stworzę kolejną listę, i kolejną, i kolejną... W końcu - kosmetyków nigdy za wiele! ☺

A jakie są wasze kosmetyczne marzenia?

Pozdrawiam, Klaudia.

4/19/2013

A jednak bubel...

Jak to mawiają - nie chwal dnia przed zachodem słońca. Obiecuję, że więcej tego nie zrobię. Dlaczego? Jakiś czas temu zamieściłam recenzję produktu do paznokci Eveline. Moja ocena nie była najwyższa, bez zachwytów, jednak nie było również najgorzej. Jakby na złość, aby całkowicie zaprzeczyć moim słowom następnego dnia po dodaniu wpisu Top Coat 3w1 Nail therapy, bo o nim mowa, całkowicie zmasakrował lakier na moich paznokciach, czyniąc z niego bąbelkowe pole. I z każdym użyciem jest coraz gorzej. Dlatego też nie najgorsza recenzja znikła, a w jej miejsce pojawia się nowa, pełna zasłużonej krytyki.


Cena:
ok.10zł
7,99zł - Biedronka 

Pojemność:
12ml

Skład:




Zapewnienia producenta:
"(...)W 60 sekund tworzy na powierzchni paznokcia trwałą, przezroczystą i błyszczącą powłokę, która zabezpiecza przed odpryskiwaniem lakieru oraz przedłuża jego trwałość aż do 7 dni. (...) łatwo się aplikuje. Nie pozostawia smug na powierzchni lakieru. Preparat wzmacnia, utwardza i chroni paznokcie przed uszkodzeniami. Zawiera filtru UV, które chronią lakier przed blaknięciem i matowieniem." 
Nie był testowany na zwierzętach.
Data ważności 12 miesięcy od otwarcia.
Moja opinia:
Pędzelek - standardowy, dość wąski. Od razu zdziwiła mnie jednak bardzo rzadka, wręcz lejąca konsystencja. Przyzwyczajona byłam do nieco bardziej zwartej, tj. w produkcie Venita. Po odczekaniu ok. minuty od nałożenia ostatniej warstwy lakieru przystąpiłam do nakładania owego 3w1. Oczywiście nie wiedziałam jaka ilość będzie odpowiednia, więc nabrałam zbyt wiele i zalałam calusieńkie skórki. Z czasem opracowałam metodę nakładania, jednak mimo to zdarzy mi się, że przesunę pędzelek za daleko i top coat wyląduje tam, gdzie nie potrzeba. Przeczytałam mnóstwo opinii: że tworzy bąbelki, że nadaje jakiś mleczny odcień lakierom, że wysycha godzinami, że rozmazuje lakier. Siedziałam więc i bacznie obserwowałam paznokcie. Dodam jeszcze, że nie posiadam emalii Eveline, więc top coat testuję/używam z lakierami innych firm (m.in. Golden Rose, Miss Sporty, Virtual). Nie pojawiła, a raczej nie pojawia się żadna mleczna/biaława warstwa. Z doświadczenia wiem, że takie zjawisko ma miejsce, kiedy emalia lub też płytka paznokcia jest zbyt zimna - pisałam o tym przy okazji recenzji top coat Venita. Rozmazywanie lakieru - nie. Jasnym jest chyba, że jeśli zaczniemy aplikować produkt na mokry, jeszcze ciągnący lakier zanim choć odrobinkę przeschnie, to każdy top coat go rozmaże i stworzy smugi. Bąbelki - i tutaj zaczyna się jakże interesująca historia. Początkowo owszem, pojawiały się gdzieniegdzie, jeden albo dwa. Nie były jednak na tyle duże, widoczne, aby aż tak przeszkadzały. Jednak z każdym użyciem pojawia się ich coraz więcej i więcej. A jeśli nałożę ów produkt zanim lakier zdąży dobrze przeschnąć, efekt bąbelkowego pola na paznokciach murowany. Niestety nie mam połowy dnia na to, aby usiąść, spokojnie umalować pazurki i czekać aż lakier wyschnie na tyle, co by przeuroczy specyfik Eveline raczył nie zniszczyć całej mojej pracy. Od top coatu oczekuję, że nałożony na nieco podeschniętą emalię utwardzi ją, nabłyszczy i utrwali. Top coat Eveline nie radzi sobie z tym wybitnie trudnym zadaniem. Wysychanie w 60 sekund - nie do końca. Owszem, czas wysychania jest dość krótki, jednak są to 2 - 3 minutki, nie minuta. Jednak po upływie tego czasu nie ma mowy o wykonywaniu mocno skomplikowanych prac domowych - mimo, iż wydaje się, że całość już stwardniała, to wystarczy mocniej nacisnąć płytkę, by pozostawić na niej odcisk. Nabłyszczenie - średnie. Parę godzin po nałożeniu paznokcie wyglądają ładnie, jednak im dłużej tym gorzej. 



Reasumując, w przypadku tego produktu Eveline,  jak coś jest do wszystkiego - i wysusza, i nabłyszcza, i utwardza, i pielęgnuje, i w ogóle jest ósmym cudem świata, to jest całkowicie do niczego. Zawiodłam się na całej linii. I utwierdziłam się jedynie w przekonaniu, że warto sprawdzić co na temat danego kosmetyku głosi internet, czyli m.in. Wasze blogi.
Z podkulonym ogonem wracam do utwardzacza Venita,  a w międzyczasie bacznie rozglądam się za innym, godnym uwagi produktem tego typu. Wypatrzyłam już top coat Sally Hansen, dlatego chciałabym zapytać, czy wiecie o nim co nieco? A może polecacie inne (w rozsądnej cenie)?

Pozdrawiam, klamarta.

4/15/2013

Krótko i na temat #2

W kolejnej odsłonie cyklu krótkich recenzji nadszedł czas na mojego nowego ulubieńca, z którym pozostanę na długo oraz dwa produkty, które nie zachwyciły swoim działaniem i więcej nie zagoszczą na moich półkach.

Palmolive Naturals, Szampon przeciwłupieżowy


Za butelkę o pojemności 400ml zapłacimy ok.10zł. W skład tego szamponu wchodzi m.in. Climbazol, pozwalający zwalczać łupież oraz zapobiegający jego ponownemu pojawieniu się oraz ekstrakt z mięty i minerały morskie. Jego zapach nie należy do najgorszych, lekko miętowy, będzie w porządku zarówno dla pań jak i panów, nie zachwyca, nie powala na kolana, ale nie przeszkadza, długo pozostaje na włosach. Kosmetyk spełnia swoje zadanie jako produkt myjący. Nie uczula. Nie wywołuje swędzenia czy podrażnienia. Włosy po jego zastosowaniu są sypkie, miękkie. Natomiast działanie przeciwłupieżowe określiłabym jako przeciętne. Jeśli u kogoś ten problem jest naprawdę nasilony, to szampon Palmolive może w pewnym stopniu pomóc, jednak z całą pewnością nie zlikwiduje całkowicie łupieżu.

Ocena: ✰✰✰✰✰
 


 Garnier Fructis, Fruity passion, Szampon wzmacniający

Tak jak w przypadku szamponu Palmolive za 400ml zapłacimy ok.10-14zł. Jako że akurat nie było mojej ukochanej wersji w czerwonej butelce, to urzeczona absolutnie niesamowitym zapachem ( do złudzenia przypominającym żółte Frugo/sok multiwitaminowy) i wyśmienitymi doświadczeniami ze wspomnianą wersją grejpfrutową sięgnęłam po tę z owocem marakui. I niby wszystko jest ok. Dobrze się pieni, myje również bez zastrzeżeń. Nie podrażnia, nie uczula, nie wysusza. Jednak mam wrażenie, że po użyciu włosy są jakby nieco obciążone. Nie wyglądają na przetłuszczone, ale w dotyku sprawiają wrażenie, jakby były.

Ocena: ✰✰✰✰✰


Isana, Zmywacz do paznokci o zapachu migdałów z acetonem

Co by było, gdyby nie Wasze blogi? To właśnie dzięki nim dowiedziałam się o tym produkcie i zachęcona pozytywnymi opiniami zakupiłam najpierw jedną butelkę, później kolejną itd. Od czasów Nailty z Biedronki, cichcem, ku wielkiemu niezadowoleniu ogromnej rzeszy pań, wycofanego ze sprzedaży, ten Isana to najlepszy zmywacz, jakiego używałam. Nie rozmazuje lakieru, ale szybko i sprawnie się go pozbywa. Radzi sobie z emaliami zarówno jasnymi jak i ciemnymi.  Nie wysusza płytki płytki paznokcia ani skórek wokół. Nie pozostawia białego nalotu. Zapach, jak to zapach - nie można od zmywacza oczekiwać, żeby pachniał fiołkami. Choć ten i tak jest znośny. Dostępne w sprzedaży są różne pojemności, m.in. 250ml. Cena tej wersji to 4,99zł. Ogromną zaletą jest fakt, iż bardzo często są na niego promocje, co dla mnie jest wielkim plusem, jako że zmywacze znikają u mnie w tempie ekspresowym.

Skład: Acetone, Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum, Limonene, Coumarin, Alpha-Isomethyl Ionione, CI 19140, CI 42090

Ocena:  ✰✰✰✰



Miłego wieczoru a jutro - słonecznego i ciepłego dnia.
Pozdrawiam, klamarta.