1/14/2013

Witaj w gronie ulubieńców - Rimmel, Stay Matte, puder prasowany

Nie znoszę kupowania nowych kosmetyków. Inaczej  ma się sytuacja, kiedy to jakiś produkt, którego do tej pory nie znałam, zostanie mi podarowany w celu przetestowania. Wtedy, nawet jeśli okaże się kiepski, nie jest mi aż tak szkoda. Jednak kiedy mam zapłacić za coś, co po jednym czy dwóch użyciach okazuje się totalnym bublem, to tracę ochotę na jakiekolwiek zakupy. Dlatego dość długo czaiłam się, nim do mojego koszyka powędrował puder prasowany Rimmel Stay Matte. Kilkakrotnie będąc w Naturze czy Rossmannie już miałam wędrować z nim do kasy, kiedy nagle odkładałam go na półkę z myślą, że jeszcze raz przewertuję sieć w poszukiwaniu nowych, pomocnych opinii. W końcu klamka zapadła, pieniądze uciekły z portfela a puder znalazł się w mojej kosmetyczce. I nie żałuję.


Kosmetyk ten ma za zadanie kontrolować błyszczenie się skóry aż do 5 godzin, zmniejszać widoczność porów i  zapewniać naturalne matowe krycie. W plastikowym pudełeczku znajdziemy 14g kosmetyku. Nie posiada lusterka ani gąbeczki, co mnie osobiście nie przeszkadza, bo lusterko i tak mam zawsze ze sobą,(a z doświadczenia wiem, że nawet jeśli puderniczka jest w nie wyposażona to i tak z niego nie korzystam, jak miało to miejsce podczas używania Healthy Balance Bourjois, który to lusterko posiada) natomiast do aplikacji pudru używam tylko i wyłącznie pędzla, w ciągu dnia nie dokładam kolejnych warstw kosmetyku, a zatem taki element wcale nie byłby mi potrzebny. Cena w zależności od sklepu waha się od 21 do 23zł. Ja zapłaciłam za niego 19zł w czasie promocji w Naturze. Odcień, który posiadam to 001 Trasparent - dość jasny, bez różowych tonów. Puder jest bardzo dobrze zmielony, w odpowiednim świetle można zaobserwować, że posiada niewielkie błyszczące drobinki, co początkowo było dla mnie niezrozumiałe, bo jak puder matujący może posiadać rozświetlające drobinki. Jednak po kilku zastosowaniach już wiedziałam, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ są one prawie niewidoczne. Jedynie w sztucznym świetle można cokolwiek zauważyć.




Początkowo byłam do niego dość sceptycznie nastawiona, pomimo dobrych opinii o nim krążących w sieci. Wiedziałam jakim niewypałem okazał się podkład z tej serii, jednak wierzyłam, że akurat ten produkt będzie w porządku. I nie zawiodłam się. Bardzo ładnie dopasowuje się do koloru skóry/podkładu. Nie podkreśla suchych skórek. Skóra po oprószeniu nim nie wygląda sztucznie, a wręcz przeciwnie - nawet jeśli nasz podkład nie do końca dobrze wygląda po nałożeniu, puder ten sprawi, że całość będzie prezentować się zadowalająco. Ze względu na jasny odcień może być pomocny, jeśli np.nasz fluid jest trochę za ciemny. Nie znika w ciągu dnia, ani nie tworzy efektu tzw. ciasteczka. Moją tłustą skórę matuje na 4/5 godz. co jest naprawdę świetnym wynikiem.
Ma jednak dwa minusy. Po pierwsze jest średnio wydajny. Kupiłam go nie tak dawno, bo bodajże tydzień przed świętami, a już widzę kontur kółeczek na dnie. Po drugie, nie z każdym podkładem się polubi, tzn. są podkłady z którymi może wysuszać skórę. Ja np. używałam go z produktem tej samej firmy - nową wersją Match Perfection i ta dwójka, z naciskiem jednak na podkład, aczkolwiek puder być może dołożył swoje 5 groszy, bardzo wysuszyła skórę wokół nosa i na bokach twarzy. Jednak sytuacja ta miała miejsce tylko w przypadku tego podkładu, co jest dowodem na to, iż to ten kosmetyk najprawdopodobniej nie jest w porządku, a nie puder.





Jak widać producent nie pokusił się o umieszczenie napisów w języku polskim. Na szczęście nie ma nad czym ubolewać, ponieważ dwa zdania zawarte na odwrocie zbyt wiele na temat tego kosmetyki i tak nie mówią.


Podsumowując mogę stwierdzić, że jest to jeden z najlepszych pudrów, jakie do tej pory używałam. Przed nim w mojej kosmetyczce rządziła skrobia oraz wspomniany już Bourjois Healthy Balance. Skrobię porzuciłam ze względu na fakt, że efekt jaki po jej użyciu otrzymywałam był coraz mnie zadowalający. Natomiast Bourjois kosztuje dwa razy więcej niż Rimmel, a daje bardzo podobny efekt. Dlatego to Stay Matte trafia do grona ulubieńców.


Pozdrawiam, klamarta.


3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ja zainteresowałam się nim 2-3 lata temu, jednak po klapie podkładu z tej serii zapomniałam o nim. Aż to teraz.;)

      Usuń