Maska ta przeznaczona jest dla skóry przesuszonej, pozbawionej witalności i zdrowego kolorytu. Zawarte w niej składniki regenerujące stymulują odnowę komórkową i odbudowują hydrolipidową barierę skóry. Nie zawiera barwników ani parabenów. Jej pH jest neutralne dla skóry. Zalecane jest stosowanie tego produktu 1-2 razy w tygodniu. Saszetka podzielona jest na dwie części, każda o pojemności 5ml.
Konsystencja maseczki jest dość rzadka, ale nie rozlewa się w czasie aplikowania. Przez długi czas nie mogłam określić jej zapachu, w końcu doszłam do wniosku, że identycznie pachną malinowe jogurty. Stąd zapewne maliny na opakowaniu. Gdy stosowałam ją po raz pierwszy, przez parę minut po nałożeniu odczuwałam bardzo nieprzyjemne pieczenie. Zacisnęłam zęby, zaczęłam wachlować twarz, aż do czasu, gdy to uczucie minęło. Obserwowałam skórę, jednak nie była zaczerwieniona ani podrażniona. Przy każdym kolejnym użyciu pieczenie jest ledwo odczuwalne. Muszę przyznać jednak, że to ogromna wada tego kosmetyku. Ja oczekuję, że nałożę maseczkę i przez 15-20 min jej działania położę się i chwilkę odpocznę, zrelaksuję się, a nie będę machać gazetą, aby chłodne powietrze zniwelowało paskudne uczucie.
Maska bardzo szybko się wchłania, nie zastyga. Po określonym czasie należy jej nadmiar usunąć wacikiem, jednak w moim przypadku nie ma specjalnie czego usuwać - skóra pochłania każdy ml kosmetyku. Nie wywołuje wyprysków czy innych niespodzianek. Odżywia, poprawia koloryt. Nawilża, jednak dla bardzo suchej skóry, niedostatecznie. Nie należy oczekiwać cudów po jednym razie. Jeśli oczekujemy dogłębnego nawilżenia, zniwelowania szorstkości i suchych skórek, możemy poczuć się rozczarowane. Dopiero regularne stosowanie, tzn. 1-2 w tygodniu, aż do wykończenia całej saszetki przynosi oczekiwane efekty.
Czy jednak taka jest idea stosowania maseczek? Czy musimy zużyć całe opakowanie i czekać tydzień, czy dwa, aby maska spełniła to, co jest jej zadaniem? Nie jestem co do tego przekonana. Mam świadomość, że nie da się w 20 minut przywrócić bardzo suchej skórze odpowiedniego nawilżenia, jednak nieco większa moc działania maseczce AA z całą pewnością by nie zaszkodziła.
Czy kupię tą maseczkę ponownie - nie. Przeszkadza mi nawet to najmniej wyczuwalne pieczenie. Oczekuję również skuteczniejszego nawilżania. Jeśli wcześniej jej nie używałyście i chcecie spróbować, najpierw sprawdźcie na małym obszarze buzi, czy u Was nie spowoduje tego nieprzyjemnego uczucia. Nie jest oczywiście najgorszym tego typu produktem, używałam gorszych, ale i lepszych. Plasuje się gdzieś na środku, w kategorii "przeciętniaki".
Używałyście jej już? A może zaopatrzyłyście się w którąś z pozostałych wersji - z ogórkiem albo wodą na opakowaniu?
Pozdrawiam, K.
Miałam kiedyś tą maseczkę, ale się nie spisała
OdpowiedzUsuńCzyli jest nas już dwie.;)
UsuńNie próbowałam tej, w ogóle jak tak pomyśle to stwierdzam że za każdym razem siegam po maseczki z Ziaji, najlepiej mi się sprawują:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA którą uważasz za najlepszą? Raz zastanawiałam się nad tą z glinką szarą, ale ostatecznie jej nie kupiłam. Być może czas najwyższy.;)
UsuńMialam kilka produktów tej firmy i w zasadzie każdy z nich był bublem :(
OdpowiedzUsuńWiadomo - ile osób, tyle opinii. Mnie jeszcze AA nigdy nie zawiodło.;)
Usuń