Znalezienie porządnej mascary to sprawa prawie tak ciężka jak dobór idealnego odcienia podkładu. Zwłaszcza jeśli nie jest się posiadaczką naturalnie pięknych, bujnych firanek rzęs. I ja niestety do tego grona się zaliczam. Wypróbowałam już dziesiątki tuszy, tych tańszych i tych droższych, z większymi szczoteczkami, z malusieńkimi. Zawsze czegoś mi brakowało. Aż do momentu, gdy pod wpływem mnóstwa ochów i achów blogowych postanowiłam sprawdzić Curling Pump Up. To był strzał w dziesiątkę, znalazłam wreszcie moją ulubioną mascarę!